Na marginesie spektaklu „Tkocze” w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Śląskim w Katowicach
To nie jest kwestia ostatniego miesiąca, gdy u sterów planety stanął ktoś szczególnie niebezpieczny ani nawet nie ostatnich kilku lat, gdy traciliśmy kolejne punkty oparcia. Jednak właśnie dziś szczególnie dotkliwie odczuwamy, że świat znalazł się na krawędzi, a lont się tli - czekamy na wielki wybuch. „Tkocze” Mai Kleczewskiej są fotografią momentu dramatycznego przesilenia, gdy społeczne rozwarstwienie nie daje oddychać, a potencjalna rewolucja nie przyniesie niczego poza absolutnym chaosem. Portretem ludzkości w obłędzie, w potrzasku, z którego się nie wydostaniemy. Gdy zaś idzie o sceniczną robotę, w Teatrze Śląskim powstała opowieść o sile petardy, niemożliwa bez aktorskiej mocy wielopokoleniowego zespołu katowickiej sceny. Nowa opera za kilka groszy bez szans na szczęśliwy finał.
