Zdania Wakara

Recenzje, eseje, wywiady, sylwetki, varia

Moc truchlejeFot. Przemysław Jendroska
Na marginesie spektaklu „Tkocze” w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Śląskim w Katowicach

To nie jest kwestia ostatniego miesiąca, gdy u sterów planety stanął ktoś szczególnie niebezpieczny ani nawet nie ostatnich kilku lat, gdy traciliśmy kolejne punkty oparcia.  Jednak właśnie dziś szczególnie dotkliwie odczuwamy, że świat znalazł się na krawędzi, a lont się tli - czekamy na wielki wybuch. „Tkocze” Mai Kleczewskiej są fotografią momentu dramatycznego przesilenia, gdy społeczne rozwarstwienie nie daje oddychać, a potencjalna rewolucja nie przyniesie niczego poza absolutnym chaosem. Portretem ludzkości w obłędzie, w potrzasku, z którego się nie wydostaniemy.  Gdy zaś idzie o sceniczną robotę, w Teatrze Śląskim powstała opowieść o sile petardy, niemożliwa bez aktorskiej mocy wielopokoleniowego zespołu katowickiej sceny. Nowa opera za kilka groszy bez szans na szczęśliwy finał.

Dwoje ludzieńkówFot. Grażyna Gudejko
Na marginesie przedstawienia „Przebłyski” w reżyserii Agaty Dudy-Gracz w Teatrze Gudejko w Warszawie

Daniel Olbrychski próbuje krzyczeć w niezgodzie na własną starość i bliskie odejście, ale schrypnięty głos więźnie w gardle, brakuje oddechu. Jadwiga Jankowska-Cieślak wygina, prostuje, wyłamuje palce, tworząc dziwną symfonię rąk, jest z tego i nie z tego świata. Oboje z pełnym zaufaniem podążają za Agatą Dudą-Gracz, która z prostej sztuki Serge’a Kribusa tworzy nowy teatr śmierci, z Kantorem i Ionesco w tle. Niewielki, gorzko zabawny spektakl jest jednym z największych zaskoczeń sezonu. Jankowska-Cieślak swobodnie czuje się w progresywnych poszukiwaniach, ale Olbrychskiego w podobnej roli nigdy nie widziałem.

Ewangelia śmiechuFot. Alicja Antoszczyk
Na marginesie spektaklu „Latający Potwór Spaghetti” w reżyserii Mateusza Pakuły w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie

Na pierwszy rzut oka jest anarchistyczna farsa, za nic mająca utrwalone przez społeczne i obyczajowe normy świętości. Bobby Henderson między piekłem a niebem, przerysowany Szatan z podkreślonymi makijażem oczami, Chrystus wcielony w kobietę, ale ze znaną z ikonografii charakteryzacją. Wszystko, co chcielibyście wyśmiać w religii, ale nigdy nie mieliście odwagi. Kiedy poskrobać jednak mocniej „Latający Potwór Spaghetti” Mateusza Pakuły wchodzi w nieoczywisty dialog z jego poprzednimi przedstawieniami, stając się mocnym głosem w sprawie wolności wiary, odczuwania, myślenia i mówienia. A może nawet apelem o kościół z ludzką twarzą. Rzecz jasna w Polsce musi on zostać zlekceważony.

Najlepsze, najlepsi…Fot. Magda Hueckel
…w roku 2024 – przegląd bardzo subiektywny

To nie był rok, który będę wspominał przez lata. Okazał się ważny z powodów instytucjonalnych i personalnych, bo w końcu można było zacząć porządki czy może raczej odgruzowywanie wielu miejsc przez poprzednią władzę systematycznie niszczonych. To był rok zmian przeprowadzonych albo wciąż trwających, bo tu i ówdzie szczególnie istotne rozstrzygnięcia przed nami. Rok, po którym chyba więcej sobie obiecywaliśmy, co nie znaczy, że należy go skreślać. Co dokładnie widać w subiektywnym podsumowaniu spraw wyłącznie artystycznych,  a takim jest moje zestawienie.

Z błota powstałeśfot. Dawid Ścigalski
Na marginesie spektaklu „Nurt” w reżyserii Małgorzaty Szydłowskiej w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie

Krakowski, a ściślej mówiąc nowohucki „Nurt” Małgorzaty Szydłowskiej jest przedstawieniem teatralnym, ale też czymś więcej. Mocno wpisuje się w nurt archeologii pamięci obecny w Łaźni Nowej od początku jej istnienia, zatapia nas w błocie dopiero powstającej dzielnicy. Rekonstruując marzenie o teatrze, czyni z niego doświadczenie założycielskie. Historia Jana Kurczaba, twórcy Nurtu, mocno rymuje się przy tym z opowieścią o samej Łaźni. Tyle że w świetnym widowisku Szydłowskiej nie ma budowania pomników, jest szczery zapał tworzenia, prawdziwy żar budowania, a jednocześnie sporo goryczy i autoironii.

Opowieść wigilijnaFot. Jeremi Astaszow
To (znów) idzie młodość – notatka piąta mocno spóźniona

„Merry Crisis” to nawet nie przedstawienie dyplomowe studentów krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych, ale jeden z egzaminów, jakimi kończyli trzeci rok. Jednak nie ma tu mowy o żadnej wprawce, ale o pełnoprawnym widowisku, mogącymi stawać w szranki z najważniejszymi spektaklami przygotowanymi w Szkole. Mądrym, szalenie zabawnym, ale pozbawionym choćby jednej nuty szyderstwa. Znakomita aktorka Weronika Kowalska okazuje się uważną i czułą reżyserką, a prowadzeni przez nią wykonawcy przebijają się przez bezpieczną konwencję seansu muzycznego, dając portret bardzo polskiej rodziny. Patrzę, stopą wystukuję rytm, na przemian śmieję się i ocieram łzy.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe