Na marginesie monodramu Agnieszki Przepiórskiej „W maju się nie umiera”
Agnieszka Przepiórska pozostaje sobą, a jednocześnie staje się Barbarą Sadowską, pozwala jej wypełnić siebie, przygarnia jej emocje i najbardziej skrajne uczucia. Jest w niej coś z pani Rollison z „Dziadów” Mickiewicza i coś z Antygony Sofoklesa, która nie zgadza się na dyktat Kreonów o miedzianych czołach, za nic mających łzy wszystkich matek świata. Niewielki spektakl Przepiórskiej wyreżyserowany przez Annę Gryszkównę jest jak msza za osieroconą przez zabójców Grzegorza Przemyka kobietę.