Zdania Wakara

Na początek

Jacek Wakar

Kiedy pytają mnie, w jakim miejscu znajduje się dziś krytyka teatralna, odpowiadam zazwyczaj, że są dwie możliwe na to pytanie odpowiedzi. Optymistyczna mówi, że krytyk to zawód wymierający, w końcu jest jeszcze garstka piszących, którzy tę drogę świadomie sobie wybrali i nią podążają w miarę możliwości na własnych zasadach. Pesymistyczna natomiast stawia sprawę jasno – to już profesja wymarła. Tych kilka osób robi to z własnego przekonania, szuka innych zajęć i na szczęście je znajduje. Gdyby pisanie o teatrze zniknęło całkowicie, ostało się w jednym czy dwóch branżowych periodykach, nikt by specjalnie tego nie zauważył. A już na pewno właściciele prasowych tytułów i nimi zarządzający. Pisanie o kulturze jest dziś w odwrocie, bo i mało kogo obchodzą potrzeby inteligencji. Liczy się dla nich wojna polskich plemion, nieustająca polityczna nawalanka.

Ten blog wziął się z wiary, że jednak nie to jest najważniejsze. Że skoro ludzie chodzą do teatru, to i o teatrze poczytają – by skonfrontować swój punkt widzenia z moim, znaleźć inspirację do spędzenia teatralnego wieczoru albo po prostu wiedzieć więcej. Piszę i mówię o polskich i nie tylko polskich przedstawieniach od lat i wielokrotnie zdarzało mi się, że podchodzili widzowie, by powiedzieć, że liczą się z moim zdaniem. Bardzo to było miłe.
Długo broniłem się przed internetową formą, nie słuchałem płynących z różnych stron namów, by jednak spróbować, bo dziś nie ma innego wyjścia. Znaczące były rozmowy z artystami, których cenię, wspominającymi dawną relację twórców z krytykami, a w kolejnym zdaniu deklarującymi, że brakuje im na co dzień takiego jak mój głos w odpowiedzi na ich prace. Zawsze sądziłem i zostało tak do dziś, że krytyka – jeśli jest pojmowana sensownie – ma pozostawać w dialogu z ludźmi teatru i widzami. Dziś mam poczucie, że ów dialog został zerwany. Stąd nadzieja na ponowne nawiązanie rozmowy, choćby na własnym bardzo wąskim poletku.

No i tak najzwyczajniej w świecie – wciąż chodzę do teatru, bo chcę i lubię, a nie dlatego, że muszę. Zachowałem zdolność do szczerego zachwytu i wzruszenia przedstawieniami, chociaż niejednokrotnie okrutnie zżymam się na to, co widzę. I chcę mieć swoje miejsce, gdzie mógłbym się tym wszystkim dzielić. Teatrem, kinem, literaturą, a czasem i futbolem – to też jest teatr, często doskonały. Bez znieczulenia, bez zważania na poprawność, na to, kto się ucieszy, a kto obrazi. Uczciwie, jak czuje i myślę. Zdania Wakara nie są rzecz jasna po to, aby zawsze się z nimi zgadzać. Są zachętą do myślenia i dla mnie i dla czytelników. Coraz częściej wydaje mi się, że polski świat artystyczny mimo zadekretowanych przez niektórych tez wypełnia stojące powietrze. I coraz bardziej mnie to irytuje.
Wchodzę w ten świat świeży i na swój sposób bezradny, nie wiedząc, dokąd ta przygoda mnie zaprowadzi.

Zapraszam do lektury.

Jacek Wakar

O wolność dla humoru w teatrzeFot. Przemysław Jendroska

O wolność dla humoru w teatrze

Na marginesie spektaklu „Empuzjon” w reżyserii Roberta Talarczyka

Ktoś wyszedł z warszawskiej premiery i pół żartem, pół serio powiedział, że nie nadążył za tym przedstawieniem. Bo to jest przecież adaptacja ostatniej powieści Olgi Tokarczuk, a dzieła noblistki to wiadomo – głębia przepastna. Tymczasem nie tym razem. Żeby dobrze bawić się na „Empuzjonie” Roberta Talarczyka, trzeba wyłączyć oczekiwania. To nie jest wielkie pamiętne widowisko. To igranie z konwencją, pastisz horroru, któremu patronuje „Dracula” Francisa Forda Coppoli. Nic więcej i nic mniej.

Bruscon albo pożegnaniePodpis Fot. Marta Ankiersztejn

Bruscon albo pożegnanie

„Komediant”, reżyseria Andrzej Domalik, Teatr Narodowy w Warszawie

Wszystkich, którzy jak ja czekali na Jerzego Radziwiłowicza w roli Bruscona w „Komediancie” Thomasa Bernharda, zapewniam – było warto. Wielki aktor poszedł zupełnie inną drogą niż jego legendarni poprzednicy z Tadeuszem Łomnickim na czele. Stworzył przejmujący portret człowieka, który wydrążonymi oczami patrzy na odchodzenie swojego świata. Złamanego artysty, a dopiero potem tyrana terroryzującego bliskich.

Pułapka na myszyFot. Krzysztof Bieliński

Pułapka na myszy

63. Kaliskie Spotkania Teatralne – dzień ostatni

„To wiem na pewno” Iwony Kempy z warszawskiego Teatru Ateneum zaczyna się jak lekka, łatwa i przyjemna telenowela, przez jakiś czas usypia czujność, aby po chwili zaatakować nas lawiną ekstremalnych emocji. „Byka” z kolei nie sposób wyobrazić sobie w innym niż Roberta Talarczyka wykonaniu. Szef Teatru Śląskiego w Katowicach okazuje się tu aktorem na wskroś skutecznym. We wściekłym monologu swego bohatera kpi sobie z politycznej poprawności.

Widźmy się chociaż trochęFot. Łukasz Pepol

Widźmy się chociaż trochę

63. Kaliskie Spotkania Teatralne – dzień ósmy

W Kaliszu oglądam „Łatwe rzeczy” Anny Karasińskiej z olsztyńskiego Teatru Jaracza nie po raz pierwszy, ale z poczuciem, że odkrywam to malutkie przedstawienie na nowo. Dotychczas widziałem w Irenie Telesz-Burczyk i Milenie Gauer przede wszystkim aktorki w intymnej rozmowie rozliczające się z własnym życiem w teatrze. Teraz dostrzegam w nich kobiety, które chcą być widziane, choć czasem nie wiedzą, co z tym zrobić i co ze sobą począć. Inspirująca i zaskakująca to perspektywa.

Pod czułą kontroląFot. Jakub Wittchen

Pod czułą kontrolą

63. Kaliskie Spotkania Teatralne – dzień siódmy

Trudno sobie wyobrazić ostatnie dekady poznańskiego Teatru Nowego bez Antoniny Choroszy. Trudno? To absolutnie niemożliwe. Wybitna aktorka stworzyła przy Dąbrowskiego wiele wspaniałych ról, z pokorą służąc przy tym swojemu zespołowi. Spektaklem „Jednooki król” zadebiutowała w Nowym jako reżyserka, dała aktorkom i aktorom wolność tworzenia, a przede wszystkim radość spotkania i wspólnego szukania. Choć dramat podszyty jest przemocą i okrucieństwem, ze sceny bije szczera czułość. Niezwykłe połączenie.

OczyszczenieFot. Klaudyna Schubert

Oczyszczenie

63. Kaliskie Spotkania Teatralne – dzień szósty

Widziałem ludzi, którzy w trakcie seansu i po nim nawet nie próbowali kryć łez. Na wieczornym spotkaniu jakaś pani powiedziała, że to przedstawienie powinno przyjechać do Kalisza jeszcze kilka razy, by jak najwięcej widzów mogło je obejrzeć. „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” Mateusza Pakuły na festiwalu stało się wspólnotowym doświadczeniem, a jednocześnie kilka miesięcy po premierze nabrało teatralnej dojrzałości. Trzeba powiedzieć jasno: to jest wybitne przedstawienie, z aktorstwem wymykającym się wszelkim opisom.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe

Projekt i realizacja strony www Sitte.pl

Image