Eseje

Ewangelia śmiechuFot. Alicja Antoszczyk

Ewangelia śmiechu

Na marginesie spektaklu „Latający Potwór Spaghetti” w reżyserii Mateusza Pakuły w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie

Na pierwszy rzut oka jest anarchistyczna farsa, za nic mająca utrwalone przez społeczne i obyczajowe normy świętości. Bobby Henderson między piekłem a niebem, przerysowany Szatan z podkreślonymi makijażem oczami, Chrystus wcielony w kobietę, ale ze znaną z ikonografii charakteryzacją. Wszystko, co chcielibyście wyśmiać w religii, ale nigdy nie mieliście odwagi. Kiedy poskrobać jednak mocniej „Latający Potwór Spaghetti” Mateusza Pakuły wchodzi w nieoczywisty dialog z jego poprzednimi przedstawieniami, stając się mocnym głosem w sprawie wolności wiary, odczuwania, myślenia i mówienia. A może nawet apelem o kościół z ludzką twarzą. Rzecz jasna w Polsce musi on zostać zlekceważony.

Z błota powstałeśfot. Dawid Ścigalski

Z błota powstałeś

Na marginesie spektaklu „Nurt” w reżyserii Małgorzaty Szydłowskiej w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie

Krakowski, a ściślej mówiąc nowohucki „Nurt” Małgorzaty Szydłowskiej jest przedstawieniem teatralnym, ale też czymś więcej. Mocno wpisuje się w nurt archeologii pamięci obecny w Łaźni Nowej od początku jej istnienia, zatapia nas w błocie dopiero powstającej dzielnicy. Rekonstruując marzenie o teatrze, czyni z niego doświadczenie założycielskie. Historia Jana Kurczaba, twórcy Nurtu, mocno rymuje się przy tym z opowieścią o samej Łaźni. Tyle że w świetnym widowisku Szydłowskiej nie ma budowania pomników, jest szczery zapał tworzenia, prawdziwy żar budowania, a jednocześnie sporo goryczy i autoironii.

O sobie samym (i nie tylko)Fot. Magda Hueckel

O sobie samym (i nie tylko)

Na marginesie przedstawienia „Elizabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze w Warszawie

Przedziwna sprawa z nowym spektaklem Krzysztofa Warlikowskiego. Na premierze wydał się pokazem mistrzowskim co się zowie, fenomenalnie sporządzoną antologią motywów, tematów i stylistyk wybitnego reżysera, przygotowaną ze sznytem właściwym największym ale jednak powtórką z tego, co dobrze znamy. Chwilę później objawił swą siłę, dając się czytać jako opowieść autobiograficzna, najbardziej osobiste dzieło twórcy, który przechodzi smugę cienia, zagląda w twarz starości i pyta, czy coś jest po drugiej stronie.

PrzesilenieFot. Bartek Barczyk

Przesilenie

„Wesele”, reżyseria Maja Kleczewska, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Mój mistrz Andrzej Wanat pisał kiedyś, że „Wesele” jest jak barometr – niezawodnie wskazuje w Polsce pogodę.  Jeśli stosować tę miarę do nowego przedstawienia Mai Kleczewskiej w krakowskim Teatrze Słowackiego jesteśmy dziś w przededniu podpalenia lontu. Emocje buzują, zwaśnione polskie plemiona łakną krwi i tylko czekają, by rzucić się sobie do gardeł, wojna ze Wschodu podchodzi pod nasze domy. Dojmujący smutek niedawnych „Dziadów” zastąpiły wściekłość i podskórna przemoc bronowickiej chaty. Powstał spektakl pełen niejednoznaczności. Zachwycający, chwilami irytujący, wwiercający się pod skórę, zachęcający, by się o niego kłócić, jednocześnie spierając się o świat.

Więźniowie świataFot. Marta Ankiersztejn

Więźniowie świata

„Król Lear”, reżyseria Grzegorz Wiśniewski, Teatr Narodowy w Warszawie

To nie jest przedstawienie, które szukałoby łatwej akceptacji widzów, uwodziło ich jasną interpretacją, pretendowało do miana wzorcowej inscenizacji kanonicznego arcydzieła. W wizji Grzegorza Wiśniewskiego „Król Lear” stał się zatopioną w czerni opowieścią o ziemi jałowej, zamieszkałej przez ludzkie potwory. Jan Englert w pięknym geście starego mistrza, ale i lojalnego członka aktorskiej trupy rezygnuje z gwiazdorskiego popisu na rzecz skupionej roli człowieka tracącego kontakt ze światem, a stojącego na straży dawnych wartości. Jeśli coś znaczą słowa „spektakl na miarę narodowej sceny”,  jest nim ten „Król Lear” właśnie.

Wytrąceni z milczeniaFot. Klaudyna Schubert

Wytrąceni z milczenia

Na marginesie „Dziadów” w reżyserii Mai Kleczewskiej z Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego w Iwano-Frankiwsku

Ukraińskie „Dziady” Mai Kleczewskiej można uznać za rewers wspaniałego krakowskiego przedstawienia z Teatru Słowackiego, obie inscenizacje tworzą niepowtarzalny dyptyk i najlepiej byłoby oglądać je jedna po drugiej. Polska artystka wraz z grającymi jak w natchnieniu aktorami z Iwano-Frankiwska uderza w Rosję i zadowolony z siebie, zatruty hipokryzją Zachód, wyprowadzając arcydzieło Adama Mickiewicza na wojenne barykady. Z pozoru jest to krótkie, niemal kameralne przedstawienie, ale nie bierze jeńców, nie pozwala zaczerpnąć oddechu.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe

Projekt i realizacja strony www Sitte.pl

Image