Eseje

Zbrukana ofiaraFot. Dawid Ścigalski

Zbrukana ofiara

Na marginesie spektaklu „Czerwone i czarne” w reżyserii Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie

Śledztwo w sprawie niejakiego Juliana Sorela, prowadzone na scenie krakowskiej Łaźni Nowej, nie przynosi odpowiedzi na pytanie, dlaczego ów młody słuchacz duchownego seminarium musiał umrzeć. Nie rozstrzyga też, czy w Julianie wygrała jasna czy ciemna strona jego osobowości, czy zdominowała ją figura Zeliga czy Chrystusa, który umiera za świat. W monumentalnym, a na koniec bardzo intymnym przedstawieniu Bartosz Szydłowski podkreśla jednak, że ofiara Sorela została podeptana przez innych i przez niego samego - umniejszona, dziwnie wątpliwa. Krakowskie „Czerwone i czarne” bezkompromisowo ukazuje, co z ludźmi robi skryta za sztywnymi gorsetami arystokracji i purpurą hierarchów władza. W wielu momentach hipnotyzujący spektakl oferuje nie tylko pełne rozmachu widowisko, ale gorzką diagnozę, że w opowieści Stendhala i w naszej rzeczywistości nie ma miejsca nawet na złudzenie niewinności.

Moc truchlejeFot. Przemysław Jendroska

Moc truchleje

Na marginesie spektaklu „Tkocze” w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Śląskim w Katowicach

To nie jest kwestia ostatniego miesiąca, gdy u sterów planety stanął ktoś szczególnie niebezpieczny ani nawet nie ostatnich kilku lat, gdy traciliśmy kolejne punkty oparcia.  Jednak właśnie dziś szczególnie dotkliwie odczuwamy, że świat znalazł się na krawędzi, a lont się tli - czekamy na wielki wybuch. „Tkocze” Mai Kleczewskiej są fotografią momentu dramatycznego przesilenia, gdy społeczne rozwarstwienie nie daje oddychać, a potencjalna rewolucja nie przyniesie niczego poza absolutnym chaosem. Portretem ludzkości w obłędzie, w potrzasku, z którego się nie wydostaniemy.  Gdy zaś idzie o sceniczną robotę, w Teatrze Śląskim powstała opowieść o sile petardy, niemożliwa bez aktorskiej mocy wielopokoleniowego zespołu katowickiej sceny. Nowa opera za kilka groszy bez szans na szczęśliwy finał.

Dwoje ludzieńkówFot. Grażyna Gudejko

Dwoje ludzieńków

Na marginesie przedstawienia „Przebłyski” w reżyserii Agaty Dudy-Gracz w Teatrze Gudejko w Warszawie

Daniel Olbrychski próbuje krzyczeć w niezgodzie na własną starość i bliskie odejście, ale schrypnięty głos więźnie w gardle, brakuje oddechu. Jadwiga Jankowska-Cieślak wygina, prostuje, wyłamuje palce, tworząc dziwną symfonię rąk, jest z tego i nie z tego świata. Oboje z pełnym zaufaniem podążają za Agatą Dudą-Gracz, która z prostej sztuki Serge’a Kribusa tworzy nowy teatr śmierci, z Kantorem i Ionesco w tle. Niewielki, gorzko zabawny spektakl jest jednym z największych zaskoczeń sezonu. Jankowska-Cieślak swobodnie czuje się w progresywnych poszukiwaniach, ale Olbrychskiego w podobnej roli nigdy nie widziałem.

Ewangelia śmiechuFot. Alicja Antoszczyk

Ewangelia śmiechu

Na marginesie spektaklu „Latający Potwór Spaghetti” w reżyserii Mateusza Pakuły w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie

Na pierwszy rzut oka jest anarchistyczna farsa, za nic mająca utrwalone przez społeczne i obyczajowe normy świętości. Bobby Henderson między piekłem a niebem, przerysowany Szatan z podkreślonymi makijażem oczami, Chrystus wcielony w kobietę, ale ze znaną z ikonografii charakteryzacją. Wszystko, co chcielibyście wyśmiać w religii, ale nigdy nie mieliście odwagi. Kiedy poskrobać jednak mocniej „Latający Potwór Spaghetti” Mateusza Pakuły wchodzi w nieoczywisty dialog z jego poprzednimi przedstawieniami, stając się mocnym głosem w sprawie wolności wiary, odczuwania, myślenia i mówienia. A może nawet apelem o kościół z ludzką twarzą. Rzecz jasna w Polsce musi on zostać zlekceważony.

Z błota powstałeśfot. Dawid Ścigalski

Z błota powstałeś

Na marginesie spektaklu „Nurt” w reżyserii Małgorzaty Szydłowskiej w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie

Krakowski, a ściślej mówiąc nowohucki „Nurt” Małgorzaty Szydłowskiej jest przedstawieniem teatralnym, ale też czymś więcej. Mocno wpisuje się w nurt archeologii pamięci obecny w Łaźni Nowej od początku jej istnienia, zatapia nas w błocie dopiero powstającej dzielnicy. Rekonstruując marzenie o teatrze, czyni z niego doświadczenie założycielskie. Historia Jana Kurczaba, twórcy Nurtu, mocno rymuje się przy tym z opowieścią o samej Łaźni. Tyle że w świetnym widowisku Szydłowskiej nie ma budowania pomników, jest szczery zapał tworzenia, prawdziwy żar budowania, a jednocześnie sporo goryczy i autoironii.

O sobie samym (i nie tylko)Fot. Magda Hueckel

O sobie samym (i nie tylko)

Na marginesie przedstawienia „Elizabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze w Warszawie

Przedziwna sprawa z nowym spektaklem Krzysztofa Warlikowskiego. Na premierze wydał się pokazem mistrzowskim co się zowie, fenomenalnie sporządzoną antologią motywów, tematów i stylistyk wybitnego reżysera, przygotowaną ze sznytem właściwym największym ale jednak powtórką z tego, co dobrze znamy. Chwilę później objawił swą siłę, dając się czytać jako opowieść autobiograficzna, najbardziej osobiste dzieło twórcy, który przechodzi smugę cienia, zagląda w twarz starości i pyta, czy coś jest po drugiej stronie.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe