Między nami dobrze jest?
64. Kaliskie Spotkania Teatralne – dzień drugi
Ro temu „Halka” Anny Smolar, teraz „Genialna przyjaciółka” Eweliny Marciniak, za chwilę „Pewnego długiego dnia” Luka Percevala – tak się jakoś złożyło, że krakowski Narodowy Stary Teatr przywozi do Kalisza spektakle ukazujące świat z perspektywy kobiet, z kobietami – i niezwykłymi aktorkami – w rolach głównych. Festiwal Sztuki Aktorskiej to świetny adres dla „Genialnej przyjaciółki”, bo to kolejny pokaz siły zespołu z Krakowa. A przy okazji, i to wybrzmiało mocno podczas seansu w Teatrze Bogusławskiego, spektakl zdystansowany wobec samego siebie, autoironiczny, we właściwych proporcjach korzystający z żywych improwizacji wykonawców.
W ubiegłorocznej notatce o wyreżyserowanej przez Annę Smolar „Halce” pisałem o sile sióstr i właściwie przy okazji „Genialnej przyjaciółki” mógłbym ten tytuł powtórzyć. Bo z grubsza rzecz biorąc spektakl Eweliny Marciniak można uważać za drugi, całkiem inny co prawda akt tej samej opowieści. Oczywiście, „Halka” to zakurzona i ukamienowana kanonem klasyka, z którą zwykle nie wiadomo, co począć – choć Anna Smolar akurat wiedziała – a rozpisana na kilka tomów powieść włoskiej pisarki/pisarza (nikt nie zna przecież tożsamości Eleny Ferrante) to rzecz na wskroś współczesna, na całym świecie czytana przez miliony, mimochodem reklama Neapolu i charakteru mieszkańców Italii. Światowy bestseller, który unieważnił geograficzne granice, bo w historii przyjaźni Eleny i Lili nie pochodzenie bohaterek było najważniejsze. Zatem polskie libretto z XIX stulecia od pisanej tu i teraz włoskiej sagi dzielą lata świetlne, a jednak przedstawienia Narodowego Starego Teatru najlepiej byłoby grać dzień po dniu, bowiem nawzajem się oświetlają, budują dla siebie nieoczekiwane konteksty.
Podczas krakowskiej premiery umknął mi na przykład pozorny drobiazg, który w Kaliszu zrymował mi się z „Halką” z wielką siłą. Otóż w scenie na plaży bohaterka Aleksandry Nowosadko mówi, że ma grać nieszczególnie mądrą i istotną dla całej historii postać trzpiotowatej dziewczyny w ciąży, ale nie będzie tego robić, więc – koleżanki i koledzy – dalej w teatr bawcie się sami. Czy trzeba przypominać Nowosadko w roli Halki, gdy buntowała się przed wypełnieniem zapisanego dziewczynie losu?
Kaliski występ przypomniał dobitnie, czym jest świetna inscenizacja Eweliny Marciniak. Karolina Staniec i Anna Paruszyńska-Czacka oswoiły główne role, dzisiaj prowadzą je może chwilami jeszcze mocniej i jeszcze bardziej pewnie. Wybrzmiewa z całą siłą wątek inicjacyjny w opowieści o przyjaźni dojrzewających dziewczyn, wyraźniej chyba zaakcentowana jest ich zapisana w scenariuszu, ale chyba i w aktorskich emocjach relacja. Ostre to role, Staniec i Paruszyńska-Czacka nie biorą jeńców, proponując na wskroś nowoczesne, rzekłbym szybkie (w czterogodzinnym widowisku) granie. Każda jest świetna, każda inna, ale w Kaliszu popatrzyłem na nie tak, jakby nie można było ich od siebie oddzielić. Jakby razem w tym samym rytmie oddychały, razem się śmiały, płakały tymi samymi łzami. I pomyślałem, że bardzo niecodzienna to na scenie sytuacja.
Marciniak wraz ze swą dramaturżką podążają za najważniejszymi motywami z książek Ferrante, akcentując opowieść o kobiecym, a przez to pełniejszym, bo angażującym zmysły postrzeganiu świata, o marzeniach i nadziejach, zderzonych z brutalną, ufundowaną na codziennej przemocy rzeczywistością. „Genialna przyjaciółka” z Narodowego Starego Teatru nie jest rzecz jasna przedstawieniem publicystycznym, jednak nie sposób pominąć w nim potencjału krytycznego. Ktoś powie, że to wypowiedź feministyczna, ale myśląc o inscenizacji Marciniak nie potrzebuję tak jednoznacznych epitetów. Tak, to historia o kobietach i głosami kobiet opowiadana, mocny sprzeciw wobec usankcjonowanej od wieków społecznej nierówności i lekceważonej codziennie opresji. W krakowskiej inscenizacji widać to w pobocznych partiach męskich, czasem ironicznych, czasem wręcz okrutnych wobec postaci. Tyle że pełna szwungu i swady reżyseria Marciniak oraz czasem celowo przerysowane, chwilami mocno zdystansowane aktorstwo sprawiają, że „Genialna przyjaciółka” staje się widowiskiem zwodniczym. Czaruje lekkością, bawi humorem, ale pod spodem przemyca bardzo gorzki obraz świata. Przypomina, że i między nami wcale dobrze nie jest…
W Kaliszu mocniej wybrzmiały też aktorskie improwizacje, do głosu doszedł teatr, który żywi się sam sobą. Zdawało się, że znakomitemu zespołowi Narodowego Starego Teatru przychodzi to bez szczególnego wysiłku, dlatego tym bardziej wymaga docenienia. Nie od wczoraj wiadomo przecież, by powtórzyć za Gombrowiczem, że najtrudniejsza w sztuce jest łatwość, a najciężej jest osiągnąć lekkość.