Varia

Być jak pani Adamek

Fot. Dawid KozłowskiFot. Dawid Kozłowski
To Idzie Młodość – notatka pierwsza

Nic o tym nie wiedziałem, ale zagrany na start Festiwalu Otwarcia Teatralnego Instytutu Młodych Teatru Ludowego w Krakowie „Trik Patryka” Kristo Šagora zyskał tu nowe życie. Wcześniej grany był w szkolnych klasach i wielokrotnie spełniał terapeutyczną rolę. Dziś działa przede wszystkim oczyszczająco. Pokazuje, jak rozmawiać z młodzieżą o sprawach dramatycznych bez emocjonalnego szantażu, ale i bez infantylnego mrugania okiem, że to w sumie drobiazg. Niepełnosprawność to nie drobiazg i nie koniec świata. Ludzka rzecz i trzeba się z nią zmierzyć.

W tym miejscu była kiedyś, nie tak dawno temu, Stolarnia Teatru Ludowego. Złaziłem ją swego czasu w górę i w dół dzięki pamiętnemu „Sekretnemu życiu Friedmanów”, gdyż Marcin Wierzchowski w wielu pomieszczeniach skrytego za główną sceną Ludowego budynku umieścił akcję swego przedstawienia. Poznałem więc mimochodem zakamarki Stolarni, ale nie przywiązywałem do tego wagi, bo szedłem za Friedmanami. Dziś Stolarni już nie ma, jest za to w niczym jej nie przypominający Teatralny Instytut Młodych. Kilka scen, przestrzenie przystosowane do warsztatów, nieduży i niemały, lecz w sam raz teatralny kompleks pomyślany, zaprojektowany i zbudowany z konkretną myślą, jasno wyłożoną w nazwie miejsca. Teatralny Instytut Młodych i prawie wszystko jasne. Prawie, bo nic nie stoi w miejscu, a rodzące się idee siłą rzeczy nabierają nowych kształtów. Wiadomo, że to dom młodych i teatru dla młodych, ale raczej nie można się po nim spodziewać grzecznych baśni i rzeczy na wskroś klasycznych. Zdecydowanie bardziej wypatrywać należy propozycji, które próbują określić, co dzisiaj  znaczy młodość, z jakimi wyzwaniami się mierzy, czego się boi i jakie ma nadzieje. Niewiele u nas repertuaru stawiającego podobne pytania, za to na świecie ma on z każdym rokiem większe znaczenie. Dlatego TIM pojawia się w samą porę i bardzo dużo ma do zrobienia.

Choć działa już chwilę symbolicznie otwiera swe podwoje od Festiwalu Otwarcia właśnie. Festiwalu niedużego, bo to zaledwie cztery dni i potem jeszcze epilog, ale to dobrze, bo lepiej zaczynać bez zadęcia niż z irytującą pompą. Będą spektakle z całej Polski i od gospodarzy, czytania, dyskusje. Wszystko o młodzieży i wokół młodzieży. Przyznam szczerze, iż każdy kolejny pokaz i zdarzenie będą dla mnie większą niż zazwyczaj na podobnych przeglądach niespodzianką. Dlatego tak się cieszę, że w Krakowie jestem.

Pierwszy czwartkowy spektakl zaplanowano na godzinę 9.30, więc do Nowej Huty przyjechałem prosto z dworca. Bałem się odrobinę tego poranka, bo wcześniej podróż, no i nie będę nawet mówił, o której pobudka. Tymczasem „Trik Partyka” Kristo Šagora wciąga od pierwszej chwili. Przed niewielką sceną w Sali Warsztatowej ustawiono szkolne ławki. One są tu na miejscu bardziej niż owa scena, bo do niedawna spektakl grany był rankami tylko w lekcyjnych salach. TIM dał mu nowe teatralne życie, ale chyba nie zamknął starego. Wiem bowiem, że wieść o przedstawieniu Mateusza Przyłęckiego rozeszła się bardzo szybko i do Teatru Ludowego dzwonili zainteresowani nim nauczyciele. Wierzyli bowiem i się nie przeliczyli, że pomoże w rozmowie dziećmi o niepełnosprawności. Bo to jest sprawa, z jaką dobrze się mierzyć wspólnie – nauka uważności i empatii wobec innych.

Temat trudny być może prowokowałby, by podejść do niego z pełną wyrozumiałości powagą, zmarszczyć brwi i wygłosić skądinąd słuszny referat. Takie rzeczy jednak nie w „Triku Partyka”. Skromne przedstawienie Mateusza Przyłęckiego to ledwie dwóch aktorów, wcielających się w kilkanaście postaci. Piotr Franasowicz i Ryszard Starosta wcielają się więc między innymi w samego Patryka, jego nienarodzonego jeszcze brata, kolegę z klasy, panią profesor o nazwisku Adamek (chyba każdy chciałby mieć taką nauczycielkę) pana profesora, w którego rzuca się papierowymi kulami, rodziców, trenera boksu i niepełnosprawną panią z warzywniaka. Przeistoczenie jest oczywiście umowne, zajmuje sekundę albo dwie, wystarczy do niego sztuczny wąs albo peruka, rękawica bokserska albo damska chusta. No i – co ważniejsze, bo dzieje się w człowieku – niesie za sobą inny pejzaż emocjonalny, wywołuje wzruszenie albo pozwala uciec w śmiech.

Franasowicz i Starosta we wszystkich swoich czasem trwających mgnienie oka wcieleniach są świetni, przy tym nie idą w grube żarty, nie wdzięczą się do młodej widowni, nie próbują za wszelką cenę ją kupić. Przeciwnie, robią coś takiego, że od razu wyczuwamy, iż pod zabawą jest głębsze znaczenie, a tak w ogóle chodzi o to, by się zatrzymać, zdać sobie sprawę, że niepełnosprawni są obok nas i że niepełnosprawność to wcale nie musi być wyrok. Pomyśleć o tym po zakończeniu niedługiego seansu i choć trochę inaczej spojrzeć na przechodniów na ulicy. Morał być może oczywisty, ale w „Triku Patryka” z Ludowego przekazany bez śladu emocjonalnego szantażu. Dlatego małe przedstawienie Przyłęckiego działa prawdziwie oczyszczająco i chciałoby się zobaczyć, co z Patrykiem i wszystkimi innymi działo się dalej. Ale to już musimy sami sobie dopowiedzieć i to też jest ciekawe ćwiczenie na wyobraźnię.

I jeszcze jedno – ostatnie. Przepraszam, że się powtarzam, ale bardzo, ale to bardzo podobali mi się Piotr Franasowicz i Ryszard Starosta. Bo w swoich rolach są normalni, bliscy widowni i tak zwyczajnie sympatyczni. Chce się być w ich towarzystwie.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe

Projekt i realizacja strony www Sitte.pl

Image