Varia

Bezpieczne przekroczenie

Fot. HaWaFot. HaWa
Notatki przy otwieraniu drzwi – część piąta

Tym razem nie jest najważniejsze, czy mi się „Dobrze ułożony młodzieniec” Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina podoba bardziej czy mniej. Przedstawienie Teatru Nowego w Łodzi ma bowiem najpierw znaczenie społeczne, dopiero później poddaje się weryfikacji w kategoriach artystycznych. Dzięki Edmundowi Krempińskiemu, który wcielając się w historyczną postać Eugeniusza Steinbarta, opowiedział także o sobie, temat osób transpłciowych po raz pierwszy w takim wymiarze pojawił się w głównym teatralnym nurcie.

Eugeniusz Steinbart to postać autentyczna, wzięta wprost z łódzkiej historii lokalnej. Prasa pisała o nim jako kobiecie wyglądającej dokładnie jak mężczyzna. Posługując się dokumentami krewnego wziął ślub kościelny i razem z żoną wychowywał dziecko. Za „poświadczenie nieprawdy” został osadzony w więzieniu, a teraz my uczestniczymy w jego procesie. W procesie Eugeniusza czy Eugenii, która w poczuciu niezgody na krzywdy za doznawane z powodu swej podwójnej płci próbowała targnąć się na własne życie? Te pytania powracają, bo ze sceny wciąż padają zaimki „ona” i „on”. Jak do kobiety mówi do Steinbarta oskarżycielka, jak do mężczyzny obrońca. Sukcesem Janiczak i Rubina staje się jednak fakt, że płeć bohatera ma dla niego niemierzalne życiowe znaczenie, ale my w pewnym momencie o tym zapominamy. Patrzymy na Eugeniusza przy pracy, widzimy, jak doświadcza przemocy i różnego rodzaju wymyślnych upokorzeń z powodu swej nie-normatywności, obserwujemy jego życie z żoną Czesławą (świetna Paulina Walendziak). Jest w biegu zdarzeń jego egzystencji, a my nie zadajemy sobie pytań o jego płciową tożsamość. Najzwyczajniej w świecie życzymy mu szczęścia. I zauważamy, że choć minęły epoki, sytuacja osób transpłciowych w Polsce znacząco się nie zmieniła.

Fakt, że „Dobrze ułożony młodzieniec” wprost to podkreśla, to jeszcze jeden powód, by docenić, że łódzki Teatr Nowy zdecydował się na tę realizację. Na dużej scenie, nie gdzieś pokątnie w offowej przestrzeni, w spektaklu, który ma szansę przebić mur obojętności. Wiele mamy na scenach mówienia o sobie wyłącznie do odczuwających to samo albo do działań na rzecz osób transpłciowych przekonanych. Spektakl Rubina i Janiczak nie stawia warunków brzegowych, chce mówić do każdego, dbając przy tym, by zapraszać go do tej rozmowy tak, by czuł się bezpiecznie. Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że wraz z „Dobrze ułożonym młodzieńcem” temat tranzycji pojawia się w głównym teatralnym nurcie po raz pierwszy. I to jest właśnie owo bezpieczne przekroczenie, w tym projekcie zdecydowanie ważniejsze od kwestii artystycznych.

Bo nowa praca Janiczak i Rubina to ciągle nie jest mój teatr. Nie jest kompletną katastrofą jak „Obywatelka Kane” z krakowskiego Narodowego Starego Teatru, ale nie ma też siły „I tak nikt mi nie uwierzy” z Teatru Fredry w Gnieźnie, które to przedstawienie uważam za najważniejsze w dorobku duetu. Przyczepiłbym się do scenariusza, do celowo niedomkniętego, kampowego charakteru całości, bo moim zdaniem ukrywa wiele niedoróbek. Całość, choć trwa zaledwie półtorej godziny, ma momenty mielizn i zdecydowanego spadku napięcia. Inna sprawa, że wszystko w tym przedsięwzięciu zależy od trzech kwestii, które Janiczak i Rubin zawdzięczają sobie samym, no i Dorocie Ignatjew, szefowej Teatru Nowego w Łodzi.

Pierwsza to wybór tematu, druga – ważniejsza – wrośnięty w łódzki grunt bohater, ktoś, kto przeżył krańcowo trudne życie, ale się nie poddał, więc tym bardziej może stać się bliski. I wreszcie wybór scenicznego medium, które historię Steinbarta uwiarygodni, bo tak mocno połączy ją z własnym losem.

Edmund Krempiński po premierze „Dobrze ułożonego młodzieńca” na zaproszenie Doroty Ignatjew dołączył do zespołu Teatru Nowego, stając się pierwszą w Polsce osobą transpłciową na aktorskim etacie. Kiedy startowały próby był studentem grafiki na ASP w Warszawie, miał za sobą pozowanie nago do kalendarza pisma „Replika”, nie bał się opowiadać o własnym doświadczeniu tranzycji. To oczywiście nie jest żaden warunek, by za każdą cenę walczyć o to na przykład, by w osoby niepełnosprawne wcielali się niepełnosprawni aktorzy, wciąż uważam, że najważniejsza w teatrze, z wyjątkiem dokumentalnego, jest iluzja i bardzo chętnie pozwalam, by mnie pięknie i sugestywnie oszukiwano. Jednak udział Edmunda Krempińskiego w „Dobrze ułożonym młodzieńcu” przenosi projekt w inne pozateatralne rejony. Bo skoro Edmund Krempiński w Eugeniusza Steinbarta wkłada najprawdziwszego siebie, teatr staje się życiem. I domaga się innego spojrzenia.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe

Projekt i realizacja strony www Sitte.pl

Image