Recenzje

Lear, czyli Krapp

fot. Wojciech Nieśpiałowskifot. Wojciech Nieśpiałowski
"Lear", reżyseria Janusz Opryński, Teatr Stary w Lublinie

Reżyser przedstawienia w lubelskim Teatrze Starym Janusz Opryński przy wejściu poinformował mnie dokładnie, że trwa ono sześćdziesiąt trzy minuty. Krótko, jak na Szekspirowskiego „Króla Leara” bardzo krótko. Tyle że nikt nie obiecywał pełnoprawnej inscenizacji arcydzieła, a jedynie jego reminiscencję, błysk z Szekspira, dziwną pośmiertną kodę Leara.

Był kiedyś „Lear” Edwarda Bonda, ale to był inny od oryginału nowy dramat. Podobnie działało „Morze i zwierciadło” – arcydzielny poemat dramatyczny Wystana Hugh Audena, w którym żegnał on Prospera i Kalibana. Wciąż mam w oczach genialny spektakl Jerzego Grzegorzewskiego z warszawskiego Teatru Narodowego, stanowiący, wiemy to już po czasie, jeden z aktów jego wielkiego, choć bardzo intymnego pożegnania i z teatrem, i z życiem. Prosperem był w nim Jerzy Trela, Kalibanem Jerzy Radziwiłowicz, Arielem Beata Fudalej. Nie trzeba więcej komentarzy.

Learem w Janusza Opryńskiego impresji na marginesie arcydramatu Szekspira jest Andrzej Seweryn. Rankingi nie mają sensu, mało istotne, na którym miejscu polskiego topu wielki aktor się dziś znajduje. Niewątpliwie bardzo, ale to bardzo wysoko. A przy tym obserwuję jego nieprawdopodobną aktywność i tak się zastanawiam, o co w niej chodzi. Bo – mam przynajmniej takie wrażenie – Seweryn gra dzisiaj więcej niż kiedykolwiek. W serialu „Królowa” wszedł gładko w rolę emerytowanego krawca, a po godzinach drag queen. W naładowanym szczerymi emocjami filmie „Śubuk” Jacka Lusińskiego najlepszy jest w pierwszych scenach jako zacietrzewiony sąsiad głównej bohaterki, ktoś, jakich wielu, jakich mijamy na klatkach schodowych, a jednocześnie tak biegunowo inny od samego aktora. Domyślam się, jaka to była przyjemność wcielić się w tak egzotyczną dla siebie postać. Na premiery czekają nowe filmy Jana Holoubka i Krzysztofa Zanussiego, w reklamowanych jako polskie „Kac Vegas” „Niebezpiecznych dżentelmenach”, którzy po obejrzeniu trailera budzą spory niepokój, wcielił się w Josepha Conrada. Poza tym nie tak dawno dowiedziałem się, że czeka na Seweryna Sierebriakow w „Wujaszku Wani” Czechowa w paryskim Odeonie, dochodzą jeszcze obowiązki dyrektorskie w Teatrze Polskim w Warszawie i wciąż grane tam role. Jak artysta znajduje na to czas, co chce samemu sobie udowodnić i z czym się ściga, nie wiem. Nie zmienia to faktu, że Andrzej Seweryn znajduje się ostatnio w wyjątkowej formie i może najzwyczajniej w świecie chce jak cytrynę wycisnąć ten moment.

Króla Leara w wersji pełnospektaklowej, a nawet epickiej grał już Seweryn w widowisku reżyserowanym przez swego przyjaciela Jacquesa Lassalle’a w Teatrze Polskim właśnie. Wyszło to dobrze, ale bez szaleństw, bo dość koturnowo. Zapamiętałem rozmach tamtego przedstawienia, ale nie zapamiętałem ról, z tytułową włącznie, bo jakoś mało była dotkliwa. Już znacznie bardziej obszedł mnie powszechnie odrzucony Prospero kloszard z „Burzy” Dana Jemmetta, też z Polskiego. Seweryn jest fantastyczny, gdy bawi się fizyczną transformacją, uderza wręcz w klaunadę, używa mocnych, nawet przerysowanych środków. Taki był jako Krapp w „Ostatniej taśmie” i Hamm w „Końcówce” Becketta. Przeszły te role niedostatecznie chyba zauważone, tymczasem zawarł w nich wielki aktor summę swych umiejętności, odrzucił pokusę blichtru, ale dołożył krztynę mistrzowskiej dezynwoltury, aby na koniec pozostawić nas z bohaterami wewnętrznie ogołoconymi, zobaczonymi bezlitośnie, a jednak domagającymi się współczucia. Kolejna postać z tej galerii to właśnie Lear z wyreżyserowanego przez Opryńskiego monodramu. Trochę błazen, trochę Hiob, a trochę ziarno piasku w machinie wszechświata, co wypluwa podobnych jak on niegdyś możnych, nawet tego nie zauważając.

Na scenie prawie nic. Dwie beczki, jakieś kępy traw, zanieczyszczona deszczówka, co zniekształca odbicie dawnego, a dziś upadłego narcyza. Krajobraz po wojnie, po apokalipsie, która zmiotła wszystko, a ocaliła starca, któremu została bolesna gra w przypominanie. Nosi hełm, pewnie pozostałość po dawnej wojnie, ale na sobie ma długą koszulę, podobną do tych, w jakie ubierało się pensjonariuszy w domach wariatów. Czasem chwyta za zeschnięte wiechcie kwiatów, co ma zapewne odnowić wspomnienie hołdów od dawnych fałszywych pochlebców. Scenografia Justyny Łagowskiej doskonale zestraja się z wizją aktora i reżysera, pozbawiona wszystkiego, co niekonieczne. Lubelski seans „Lera” Seweryna i Opryńskiego ma zamknąć się w słowie ogołocenie. Zderzenie z esencją trwania bohatera, z bezmiarem jego klęski, choć sam sobie ją zgotował.
Właśnie tak – między szaleństwem, tragedią i upiorną błazenadą – gra Leara Andrzej Seweryn. Nieustannie odtwarza sceny ze swego życia jako kronikę własnego upadku. Jeszcze raz przeżywa podział królestwa, fałszywe słowa Regany i Goneryli, własną zdradę wobec Kordelii. Słyszy własny głos z taśmy pamięci niczym Krapp głos „tego żałosnego kretyna, którego trzydzieści lat temu uważał za siebie”. Powinowactw z Beckettem jest znacznie więcej, włącznie z przeświadczeniem, że każda ludzka droga prowadzi do ostatecznej przegranej, skazani jesteśmy jedynie na daremne działania. Zwykle w takich razach przypominam sobie inną frazę autora „Końcówki”: „Urodził się i to go zgubiło”. Podobnie jest z tym Learem. Ma w sobie coś z Hioba i coś z Edypa. Tyle że sam jest w przeważającej mierze sprawcą własnego losu.

Siła „Leara” z lubelskiego Teatru Starego polega na tym, że nie ma w nim niczego z patetycznej tragedii. Przedstawieniu Opryńskiego i roli Seweryna, którą można też czytać jako mocne studium pośmiertnego obłędu bohatera, bliżej do zaprawionej rozpaczą tragifarsy. Lear jest skazany na wieczne powtarzanie swego losu, choć zna tragiczne zakończenie własnej historii. Lear to jest okruch we wszechświecie, bezwładny, uporczywy, powracający wciąż, nawet gdy go nie chcemy. Minął miesiąc od chwili, gdy na jubileusz Teatru Starego zobaczyłem ten dziwny seans z Szekspira, a wciąż nie wychodzi mi z głowy.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe

Projekt i realizacja strony www Sitte.pl

Image