Varia

Sąsiedzi

Fot. Przemysław JendroskaFot. Przemysław Jendroska
Teatr otwartych drzwi 2025 – notatka druga

Dobry festiwal składa się z wydarzeń spektakularnych, które stanowią potem punkty odniesienia w najbardziej nieoczekiwanych zestawieniach, ale również z rzeczy z pozoru drobnych, wykraczających jednak swym znaczeniem poza rolę wypełniacza programu. Taki na przykład „Full House” grupy Electrico 28 to coś znacznie więcej niż familijna, garściami czerpiąca ze slapstickowej poetyki gra z pieskiem, koalą, koniem i tygrysem w rolach głównych, bo mocno mówi o akceptacji inności i podejściu do rzekomych obcych. Z kolei „JaWa” duetu Turkowski & Nowacka to opowieść o tych, co żyją najbliżej nas, ale zazwyczaj ich nie dostrzegamy. Chwilami bezkompromisowo mocna, częściej ujmująca szczerością i empatią.

Wspominałem już, że na „Full House” wpadłem właściwie prosto ze spóźnionego pociągu, szczerze mówiąc niejako z kronikarskiego obowiązku. Spektakle plenerowe oglądam, kiedy muszę, zwykle po to, aby jak najszybciej zyskać jakikolwiek o nich pogląd. Oglądam je życzliwie, a jednak częściej niż rzadziej towarzyszy mi przekonanie, iż to nie moja bajka. Zapewne daję w ten sposób wyraz własnemu ograniczeniu, bo w końcu teatr niejedno ma imię. Ale cóż, na palcach jednej ręki mogę policzyć widowiska, które chwyciły mnie za twarz, kazały skupić na sobie pełną uwagę. I zwykle były to produkcje o określonym wymiarze – nie jestem przecież obojętny na uliczne przedstawienia poznańskich Ósemek albo Biura Podróży. Tyle że dziś już inną mają siłę oddziaływania, korzeniami wprzęgnięte w dawną kontestatorską funkcję sztuki.

Tymczasem teatr uliczny zwykle bywa fiestą, często pokazem niemal cyrkowych umiejętności, czasem akrobatycznych układów, co zaprzeczają prawom grawitacji. Takie zdarzenia, kiedy znajdę się w pobliżu, obserwuję zachowując dystans. W ośmiu przypadkach na dziesięć odnoszę wrażenie, iż szybko poznałem zasadę nimi rządzącą i w dalszym ciągu jestem już skazany jedynie na powtórzenia. Dlatego zerkam, przechadzam się, staram się zmieniać perspektywę patrzenia. Wciąż jednak pozostaję raczej przechodniem, co zbłądził do świata teatru niż widzem żyjącym tym, co teatr proponuje.

Nie inaczej – sądziłem – będzie w przypadku „Full House” kolektywu Electrico 28. Tworzą go artystki oraz artyści z Austrii i  Hiszpanii, skład się wymienia, dlatego w Katowicach na Open The Door oglądaliśmy jego hiszpańską część. Prowizoryczną scenkę wytyczono na placu przed Teatrem Śląskim, rezygnując z jakichkolwiek podestów, wystarczył kawałek chodnika. Tam ustawiono trzy domy, boksy, a może współczesne mansjony, gdzie zamieszkali bohaterowie widowiska. W charakterystycznych maskach na twarzach oraz kostiumach mocno ich określających rozpoczęli codzienną egzystencję pomiędzy działaniami drobnymi i czynnościami jeszcze mniejszymi. Ktoś siekał marchewkę, ktoś inny, bawiąc się przy tym doskonale, podlewał kwiaty, wyrastające w jednej chwili wysoko ponad prowizoryczne domostwo. Kunsztowi Momo Fabré, Any Ciaromonte, Davida Francha i Arnaua Vinósa zawdzięczamy, że nie przeszkadzał im metaforyczny brak twarzy, skoro zastąpiły je plastyczne maski. Reszta zaś należała do gestu i ruchu, specjalnej pantomimy, opracowanej w każdym detalu choreografii. Wszystko to zamienia „Full House” w zabawę dla całej rodziny, sprawia, że jak zahipnotyzowane chłoną ją dzieci, a przypadkowi widzowie (moim ulubionym był w sobotę mężczyzna w tatuażach, z łańcuchem na szyi) zatrzymują się na dłużej, a na ich twarzach mimowolnie pojawia się uśmiech.

Osobny teatr stanowi cała warstwa muzyczna połączona z fonosferą widowiska. W Katowicach odpowiadał za nią Siruan Darbandi, niepozorny facet z brodą o filuternym spojrzeniu i sprawiał, że nie można było oderwać od niego wzroku. „Robił” bowiem dźwięki całej czwórki bohaterów, wprowadzał w całość nastrój zabawy jak z commedii dell arte. Akompaniując zespołowi na ukulele i miksując dźwięki, sam stawał się teatrem w teatrze. Nie mam najmniejszych wątpliwości – wspaniały artysta.

„Full House” zaś to coś więcej niż tylko bezinteresowna i bezpretensjonalna zabawa. Jest nią oczywiście też, jednak na widowisko grupy Eléctrico 28 warto patrzeć absolutnie serio. Zobaczy się w nim wówczas rzecz o trudnym sąsiedztwie i o tym, co zrobić, by zmieniło się w sąsiedztwo przyjazne. Refleksję o stosunku do innych, a zatem i do uchodźców, i tym, co zrobić, by przełamać wobec nich nieufność, a czasem jawną wrogość. Bliskie jest mi myślenie, co zakłada, iż prawdziwy patriotyzm to dbanie o swą najbliższą okolicę. Jeśli przyłożyć je do „Full House”, okaże się, iż spektakl jest głęboko patriotyczny – pod jednym wszakże warunkiem: jeżeli założymy, że naszą ojczyzną jest cały świat.

Z troski o przestrzeń wokół siebie wziął się także projekt „JaWa” Iwony Nowackiej i Jana Turkowskiego. Opowiada o przedsiębiorstwie społecznym, w którego skład oprócz artystycznego duetu weszli Jan i Waldemar, dotknięci kryzysowymi doświadczeniami z bezdomnością włącznie. To oni stają się protagonistami historii o tym, jak włączać w krąg różnorodnych prac ludzi dotychczas nie mających z tym nic wspólnego. Obserwujemy filmowe nagrania z ich wspólnej „delegacji” do stolicy, gdzie w Komunie Warszawa brali udział w sezonie „Trudna miłość”.

Obserwujemy ich zmagania z uzależnieniem, specyficzne zasady obowiązujące w przedsiębiorstwie.  Relacjonują to wszystko Nowacka i Turkowski z dystansem, jaki dyktuje czas, który upłynął. Siłą tej chyba jednak artystycznej instalacji, a nie przedstawienia (czy to ma zresztą jakiekolwiek znaczenie…) jest fakt absolutnego zrównania twórców z bohaterami. Nie ma w Turkowskim i Nowackiej wywyższania się, nie ma patrzenia z punktu widzenia tych, co widzą więcej i wiedzą lepiej. Mocno akcentuje to najbardziej przejmujący fragment, gdy Iwona Nowacka przyznaje się do własnego uzależnienia, powtórnych narodzin przed laty, ale i dalszego życia ze stygmatem choroby zawsze gotowej, by znów urwać się z uwięzi.
Jeśli tak ma wyglądać sztuka włączająca, jestem jak najbardziej za.

Krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, selekcjoner festiwali teatralnych, wykładowca.

Media społecznościowe

Projekt i realizacja strony www Sitte.pl

Image